sobota, 14 stycznia 2017

Krok trzeci

Nadia
Został dzień do egzaminu. Już jutro miałam udowodnić innym o swoich umiejętnościach. Bałam się, że polegnę. Spakowałam już przybory, które ostatnio zakupiłam w towarzystwie Lucasa. Mam nadzieję, że przyniosą mi szczęście! 
Usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Idzie moje wsparcie duchowe-pomyślałam i pociągnęłam za klamkę.
- Hello my friend! – Powiedziała radośnie Anna jednocześnie salutując – Jutro ważny dzień, dlatego dzisiaj musisz  się zrelaksować. Nie myśl za dużo i nie kalkuluj. Dlatego pomyślałam o ...
- Nie chcę nigdzie wychodzić- wyprzedziłam ją.
- Ty chcesz zostać w domu? Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. No cóż, w takim razie przez jakiś czas będziesz skazana na moje towarzystwo.
- Z wielką przyjemnością- powiedziałam i przytuliłam Annę na powitanie- Chcesz coś do picia? -zapytałam.
- Nie, na razie nie.
Usiadłyśmy wygodnie na sofie szukając odpowiedniego kanału w telewizji, ale nic mi nie odpowiadało.
- Co byś zrobiła, jakbym puściła ci fale radiowe?- usłyszałam zaskakujące pytanie.
- Kazałabym ci to wyłączyć – roześmiałam się – a skąd u ciebie takie refleksje?
- Na zajęciach tak zrobili. Na początku wydawało mi się to bez sensu. Kompletna strata czasu, ale wnioski wysunięte przez prowadzących spodobały mi się. Nie żałuję, że tam poszłam.
- Ciekawe metody stosują, nie powiem.
- Tak! Jestem pozytywnie zaskoczona – stwierdziła Anna przechodząc do szczegółowej opowieści zajęć. Przyznam, że pierwsze słyszę o Trichophobi. Cieszę się, że jej się tam podoba, może właśnie tego teraz potrzebuje.
- A na koniec zajęć zauważyłam dziewczynę, ale nie mogę przypomnieć sobie imienia. Chodziła z nami do szkoły. Dokładnie do liceum. Prymuska, odbierała nagrody za najlepszą uczennicę szkoły, później absolwentkę.
- Ach wiem! To Betty! Tylko nie spodziewałabym się, że możesz właśnie ją tam spotkać. To do niej nie podobne. Zawsze pełna energii. Jej życie wydawało się idealne. Chciała iść na medycynę, ale czy tak się stało?
- Wiedziałam, że będziesz ją znała!
- Robiłam z nią różne projekty w szkole, akcje i inne duperele. Sympatyczna i dobra dziewczyna. Jeśli dzieję się coś złego w życiu Betty, to szczerze jej współczuje. Może powinnam się do niej odezwać?
- Tak nagle? A jeśli coś będzie na rzeczy to wydaję mi się, że nie da sobie pomóc wręcz będzie do ciebie negatywnie nastawiona.
- Nie utrzymywałam z nią bliskiego kontaktu, ale zapytać co u niej zawsze można.
- Przypomniało ci się o niej po trzech latach. Wtedy kiedy twoja przyjaciółka spotkała ją na spotkaniu grupy z problemami.
- Pieprzyć jak to będzie wyglądać. Jeśli się tam zapisała to jest zdesperowana. Muszę się z nią spotkać.
- Jak wolisz, żebyś się nie rozczarowała- westchnęła Ann.
Rozejrzałam się po pokoju i zobaczyłam leżący szkicownik.
- Właśnie bym zapomniała,  coś dla ciebie mam- powiedziałam podczas wstawania z sofy- Miałam małą wycieczkę z Lucasem, a efektami były małe zakupy. O tobie nie zapomniałam. Mam nadzieję, że ci się spodoba- oznajmiłam i z uśmiechem podałam Annie szkicownik.
- Ojejj jaki piękny! Jest cudowny naprawdę. Gdzie go zdobyłaś?
-Lucas odkrył sklep dla nas na obrzeżach miasta. Oczarował mnie tym miejscem.
-Zabierzesz mnie kiedyś tam?
- Jasne!
- Teraz na pewno naszkicuję wyjątkowy zamek dla ciebie.
- Hahah jeszcze to pamiętasz! Jednak zdajesz sobie sprawę, że bardziej interesowałby mnie dokładny projekt budowy aczkolwiek szkic byłby symbolem początku pracy nad moją budowlą więc czemu nie.
- Kiedy dostałam się na architekturę trułaś mi przez dobre parę miesięcy, że moim pierwszym zakończonym projektem będzie wielkie przedsięwzięcie, czyli budowa zamku dla księżniczki Nadii. Więc jak mogę tego nie pamiętać?
- Oh taki szczegół z życia, uciekł mojej uwadze, wybacz. Ale zaprojektujesz mi zamek?
- Tak na wzgórzu.
- Właśnie tak- krzyknęłam i uśmiechnęłam się szeroko, jak mysz do sera.
- O Jezu uśmiechnęłaś się tak szeroko, że przypomniało mi się,jak Mats rzucił kulkę papierową i trafił nią prosto do twojej buzi. Jaką wtedy miałaś minę. Bezcenną! Twoje oczy były takie duże, jak bułeczki.
- Chyba chciałaś powiedzieć jak pięć złoty- poprawiłam roześmianą przyjaciółkę.
-Nie bo bułki są o wiele większe! Stałaś i nie wiedziałaś co robić. Po czym wyjęłaś kulkę, naplułaś na nią i rzuciłaś w kierunku chłopaka z nadzieją, że mu oddasz.
- Ta tylko, że nie trafiłam w niego, tylko w tyłek nauczycielki.... była schylona i tłumaczyła zadanie Nancy, a w konsekwencji wyszło tak, że zrobiłam to wszystko specjalnie, eh.
- To było zabawne, śmiałam się chyba najgłośniej i dlatego dostałam uwagę – podsumowała Anna.
-Ty wcale nie byłaś lepsza! Robiłaś z chłopakami wisielca.
-Oni mnie podpuszczali, a ja się dawałam.
- Kto normalny daje sobie przywiązywać warkocze do stojaka na mapy!? Jeszcze oni podnosili go na najwyższą wysokość. A ty wisiałaś z bananem na twarzy.
- Dobrze, że miałam mocne włosy
Parsknęłam śmiechem- to nie od tego zależy! Najlepsza akcja była, jak nie zdążyli cię odpiąć i wszedł profesor. Byłaś czerwona jak burak.
- Pierwsze, co powiedział Pan Steward to: A gdzie są moje mapy?
Obie zarechotałyśmy. Chodziłyśmy ze sobą do klasy przez gimnazjum i liceum. Mamy co wspominać.
- Dobra zbieram się, muszę iść do pracy. Trzymaj się i na pewno wszystko będzie dobrze!
- Dzięki wisielcu!
Minęło parę godzin i zdecydowałam się na pójście spać. Odwlekałam ten proces, bo nie chciałam następnego dnia, ale przecież to nieuniknione.
***
-Witam na egzaminie podsumowującym. Składa się on z części teoretycznej i praktycznej.
Dalej poruszono znane mi formułki. Byłam rozluźniona. Skupiłam się tak, jak mogłam najbardziej. Napisałam wszystko, wykonałam szkice projektów ubrań oraz uszyłam jedną z wylosowanych rzeczy. Wszystko skończyło się w godzinach popołudniowych. Około czterech godzin trwała moja męczarnia. Zobaczyłam, że mam kilka nieodebranych połączeń i sms od Lucasa:
,,Czekam na ciebie w samochodzie."
Uwielbiam to, mógłby chociaż napisać, gdzie zaparkował... 
Na szczęście zlokalizowałam go bardzo szybko. Gdy wsiadłam do auta Lucas przytulił mnie na powitanie, później pocałował delikatnie w szyję . Przeszedł mnie lekki, ale przyjemny dreszcz.
- I jak ci poszło?- rzucił
-Sama nie wiem, zrobiłam to co miałam zrobić, ale czy wszystko dobrze to nie jestem pewna. Wyniki będą w najbliższych dniach.
-To nie ma tragedii, najważniejsze. Odetchnąłem trochę.
-Chyba bardziej ja odetchnęłam. Już dawno się tak nie denerwowałam, ale podczas egzaminu nie myślałam o tych warsztatach, bo bym chyba zwariowała!
- Domyślam się. Co powiesz na to żeby zrobić sobie wycieczkę. Zważając na to, że jesteś zmęczona to tylko po Sztokholmie.
- Czemu nie, ja masz jakieś główne cele?
-Nie wiem pojedźmy pierwszym lepszym pendeltagiem
- Taki ryzyk-fizyk
- Tak właśnie!- powiedział, spojrzał łobuzersko i pociągnął mnie za rękę, tak, że musiałam kawałek pobiec.
Szliśmy razem przez ulice Sztokholmu. Uwielbiałam to miasto. Było przepiękne i tajemnicze. Najbardziej lubiłam centrum. Mogłabym godzinami tam przebywać. Czasami po prostu przyglądałam się budynkom, naturze i moja wyobraźnia działała, a ja czułam się błogo. Lucas zapewniał mi bezpieczeństwo. Przy nim nie martwiłam się o nic. Podczas całej drogi trzymał mnie za rękę. Miał delikatne dłonie i zadbane paznokcie. Czasem zastanawiałam się, czy używa jakiegoś kremu, bo jeśli tak to z wielką przyjemnością bym sobie taki zakupiła. Nigdy go o to nie pytałam.
-Używasz kremu do rąk?- wypaliłam.
Zaczął się śmiać. Śmiał się i śmiał i .. śmiał. I przestał. Zatrzymał się pytając:
- A jaki ty polecasz?
Westchnęłam i pokazałam mu język. Znów zaczął się śmiać i puścił mi oczko. Nagle przybliżył twarz. I pocałował mnie. Wyszło mu to. 
Pocałunek był delikatny - ale namiętny, gorzki- ale słodki. Chyba po prostu był idealny.
 Dla mnie. 
Kontynuowałam tę czynność. Nasze ciała były bardzo blisko siebie.
- Te młode na ulicach tylko się obściskują, kto ich tego nauczył...- usłyszeliśmy uwagę starszej pani, która spowodowała, że Lucas całował mnie mocniej, dłużej, bardziej nachalnie . Poczułam coś mokrego na mojej ręce. Chyba zaczynało padać. Jednak nie przeszkadzało nam to. 
Otulił nas płaszcz deszczu. Czułam się tak, jakby na chwilę zatrzymał się czas. Nie dbałam o nic. Nie obchodziło mnie nic oprócz
NIEGO
Wszystko przesiąkło jego zapachem, dotykiem i smakiem jego ust. Staliśmy w objęciu całkowicie mokrzy, po moim ciele spływały krople deszczu. Czułam, jak moja koszulka całkowicie przemaka powoli uwidaczniając sutki. 
- Deszcz sprawił, że masz większy biust- szepnął
- Pieprz się
- Z tobą? Zawsze
- Jesteś okropny
-Wiem- szepnął.
- Ale tylko czasami- powiedziałam i uśmiechnęłam się.
Nagle podniósł mnie delikatnie łapiąc mnie za pośladki. Trzymałam się za jego szyję,  nie  przestając go całować.  Lucas niósł mnie w nieznanym kierunku. Krople coraz mocniej uderzały o nasze ciała. Usłyszałam odgłos otwieranych drzwi samochodowych. Mężczyzna delikatnie położył mnie na siedzeniu jednocześnie go opuszczając.
- Wiesz co? - szepnął- jeszcze nigdy nie robiłem tego w aucie.
- Czas to zmienić- powiedziałam rozpinając mu guziki od koszuli. Uwielbiałam jego ciało. Delikatne mięśnie rysowały się na całym ciele.  Subtelność Lucasa mieszała się z ostrymi rysami twarzy i nonszalancją, którą posiadał. Ta mieszanka sprawiała, że pożądałam go w każdej chwili. Kiedy pozbawił się koszuli mimowolnie kreśliłam dłonią linię na jego klatce piersiowej. Dotyk zimnej ręki powodował pojawienie się dreszczy na skórze Lucasa. Mężczyzna nachylił się do mnie i zaczął od wolnego pocałunku w usta. Całował mnie po szyi samymi kącikami ust przechodząc powoli do biustu.  Nagle wsunął rękę pod bluzkę dotykając moich piersi.  Krople deszczu spływały mi z włosów  i przechodziły przez całe moje ciało.
- Jesteś cała mokra
- Nic nie mów- skwitowałam 
Lucas przysunął mnie do siebie. Rozpięłam guzik jego spodni. Ręka Lucasa jest zatopiona w mojej bieliźnie. Powstrzymuje go na chwilę, by zdjąć majtki. Kolejny raz przysuwa się się do mnie.Unosi biodra i wchodzi we mnie. Przechodzą mnie ciarki. Nikt z nas nie krzyczy, nie wydaje odgłosów. Słyszę krople obijające się o dach i szyby samochodu. 
- Mocniej- dyszę
Robi to. 
Jęknęłam. Lucas całuje mnie namiętnie jednocześnie zagłębia się dalej powodując, że zaczynamy krzyczeć. Moje mięśnie są napięte, a nasze ciała współgrają ze sobą.
- Jesteś moją niekończącą się podróżą- szepnął
- A ty niezmierzonym oceanem 
Wybuchnęliśmy śmiechem.  Uległa poddałam się dalszym jego działaniom

                                                                               Betty

Nie chciałam odwiedzać rodzinnego domu, ale byłam zmuszona. Chyba najbardziej ze względu na Zoey- moją młodszą dziesięcioletnią siostrę. Kiedy otwierałam drzwi wszystko mnie przytłaczało. Wiedziałam, że nie da się zatrzymać biegnącego czasu ani zapobiec niektórym sytuacjom. To właśnie mnie najbardziej bolało. Już na powitanie poczułam okropny odór alkoholu. Ojciec znowu pił.
- Betty!- usłyszałam radosny krzyk Zo. Biegła do mnie i objęła moje biodra. Pocałowałam ją w czoło i przeszłam do dalszej części mieszkania. Panował tam bałagan. Nigdy nie sądziłam, że tak będzie. Mama zawsze dbała o dom, lubiła czystość czasami wręcz sterylność. Jednak teraz zaniedbuje jego każdy element, ale też swojego życia. Nie wiem czemu nie może przeprowadzić się do mnie z Zoey. Dlaczego nie próbuje niczego poukładać, tylko tkwi w toksycznej sytuacji. Nie jest szczęśliwa. Ciekawe czy cokolwiek sprawia jej radość.
- Mama znowu poślizgnęła się w łazience, coraz częściej jej się to zdarza – szepnęła Zoey
Nie skomentowałam tego. Czułam wściekłość. Dlaczego nie może się uwolnić? Dlaczego nie może spakować rzeczy i go zostawić. Rozmowa z pijanym tatą do niczego nie prowadzi. Teraz jest bardziej agresywny. Mówi się do niego, jak do szklanego odbicia. Gdy jest trzeźwy płacze, żałuje wszystkiego co zrobił, obiecuje poprawę. Tekst: ,, to już ostatni raz" słyszałam milion razy. Tylko z miesiąca na miesiąc jest gorzej. Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że rodzice zapominają Zoey, która przeżywa to dwa razy mocniej. Chciałam się od nich odciąć. Wiem to egoistyczne. Choć to najłatwiejsze rozwiązanie, to jest ono dla mnie najtrudniejsze. Chciałabym po prostu zapomnieć. 
Jest to moja rodzina. Zmieniona, ale nadal ją kocham. Choć nie funkcjonują w niej już żadne moralne zasady.
- Gdzie jest mama? – spytałam
- Pewnie w sypialni
Wchodząc zobaczyłam leżące na boku, mogłabym dopuścić się do określenia skulone ciało. Spała, albo udawała, że to robi. Usiadłam koło niej na łóżku, była do nas odwrócona plecami. Dotknęłam zmęczonej twarzy mamy i musnęłam dłonią policzek rysując palcem kości policzkowe. Popłynęła jej łza. Wtuliłam się do boku. Mama odchyliła głowę i zobaczyłam całą twarz. Na części, na której spała miała dużego sińca. Zaczynał się pod okiem i wkraczał na policzek. Jej oczy były podkrążone, a cera zdawała się matowa i szara. Wyglądała strasznie. Nie umiałam nic powiedzieć tylko wydałam głośny jęk. Przytuliłam ją mocno do siebie. Dlaczego on to robił...
- Mamo musisz to zakończyć szepnęłam, chodź zamieszkasz ze mną, choć przez jakiś czas, proszę
- Kochanie nie potrafię.
- Martwię się, że ci coś zrobi
- To nic wielkiego, poniosły go emocje.
- Ty to tak nazywasz? Mamo on jest alkoholikiem. Nie kontroluje tego co robi. Znęca się nad tobą, krzywdzi cię.
Zapadła cisza.
Boisz się go? – szepnęłam.
- Zbyt bardzo go kocham, żeby go zostawić.
Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Ojciec. Stukot, hałas. Rozbił talerz.
- Kurwa mać miałaś posprzątać ty stara kurwo.
Do sypialni wszedł o własnych siłach, lekko kołysząc się na boki, jego ubrania były brudne i niechlujnie założone. Zacisnęłam zęby. Zoey schowała się pod kołdrę. Szedł w naszym kierunku. 
- Mówiłem, że miałaś posprzątać. Patrz co przez ciebie zrobiłem. Lekko się chwiejąc udało mu się pokazać zakrwawione miejsce – O, a ty co tu robisz? Przypomniałaś sobie, że jesteś naszą córką-zniżył ton. Mówiąc plunął na podłogę. Był odpychający.
- Nadal jestem twoją córką, ale nie wiem, czy ty jesteś tym samym człowiekiem.
- Pierdole twoje mądrości życiowe, jesteś zakłamaną ździrą.
- Tylko jesteś w stanie mnie wyzywać? Tylko na to cię stać?
- Twój pierdolony talerz. Ty dziwko – zaczął krzyczeć tak głośno, ustępując z jednej nogi na drugą, że przechodnie na ulicy z pewnością to usłyszeli. Schylił się i zamachnął . Osłoniłam mamę, w konsekwencji jego ręka dopadła mojej szyi. Poczułam okropny ból i szczypanie. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Zaczął śmiać. To było odrażające. Ledwo wyszedł z pokoju. Słyszałam jak Zoey płacze. Mama siedziała i patrzyła się w jeden punkt.
- Pozwól mi wziąć siostrę, niech ona na to nie patrzy.
Nie padła żadna odpowiedź.
-Zo spakuj najważniejsze rzeczy. Zamieszkasz ze mną. No dalej skarbie. Nie płacz. Przytuliłam ją mocno, lekko kołysząc. Jej płacz roznosił się na całe mieszkanie.
- Nie zo..s...ta..wi..e mamy – wyjąkała
-To tylko na jakiś czas, proszę cię nie utrudniaj
- Zoey idź się spakuj – usłyszałam stanowczy głos mamy i głośniejszy płacz siostry.
Poczułam wibrację telefonu. Dostałam wiadomość:
Hej tu Nadia. Co u ciebie? Może masz ochotę się spotkać?
Parsknęłam. Nagle jej się o mnie przypomniało. No tak Ann jej powiedziała, że byłam na zajęciach. Nie potrzebuję litości. Nie spotkam się z nią.

Krok drugi

  Nadia
Już dawno Anna nie podjęła tak dobrej decyzji. Strzał w dziesiątkę. Moja radość była ogromna. Chyba bardziej cieszyłam się od niej samej, no cóż tak bywa, ale naprawdę zasługuje na kogoś lepszego, a nie na fagasa, takiego ujęłabym to: typ figo fago. Obrzydza mnie. Mówiłam jej, to mnie nie słuchała. Kiedy mnie widział (a noszę często obcisłe bluzki lub sukienki) to patrzył się perfidnie na mój biust lub pośladki. CHAM I PROSTAK! Uff... jak dobrze, że nie będę musiał na niego patrzeć. Znając moje szczęście już jutro wyłoni się nawet z podziemi i powie niskim głosem: Hej Nadzinka. No właśnie to kolejny powód, dlaczego za nim nie przepadałam. Niszczył nawet moje imię! Fakt faktem widzieć go będę mniej. Usłyszałam znajomy sygnał telefonu. Wiadomość od Lucasa:
Masz chwilę czasu dzisiaj wieczorem? Przed ostatnim egzaminem powinnaś się zrelaksować. Liczę na pozytywną odpowiedź.
Do egzaminu zostały mi cztery dni i... 20 godzin. Kupa czasu! Tak naprawdę to najważniejszy sprawdzian, który podsumuje moje wyniki z całego semestru. Jeśli dobrze go zdam będę miała szansę do pojechania na warsztaty, które prowadzone są przez słynnych projektantów mody. Zależy mi na tym, ale tak bardzo się stresuję, że podczas rysownia drga mi ręka i już widzę najgorsze scenariusze. Może faktycznie powinnam wyluzować. Ciekawe co dla mnie szykuje.
Brzmi interesująco. O której i gdzie?
Z Lucasem znam się dwa lata, jak ten czas leci... Poznałam go w dziwnych okolicznościach. Szukałam pracy, chciałam zarobić parę groszy, wiadomo. Znalazłam ogłoszenie, w którym poszukują osoby na stanowisko kelnerki. Dostałam fuchę, tylko mój przypadek był beznadziejny. Codziennie tłukłam jakiś talerz, kubek, szklankę, w sumie wszystko. Po tygodniu miałam rozmowę z szefową, że nie sprawuję się dobrze i wypowiedziała znaną mi formułkę: musimy się pożegnać. Ostatniego dnia w pracy panował istny rozgardiasz . Hałas, dużo ludzi i tyle samo zamówień. Dlatego nie chciałam nosić CZEGOKOLWIEK                                                
- Masz zaniesiesz tylko kawę, stolik 21- powiedziała Alice i puściła mi oczko. Pamiętam to do dziś. Przy stoliku siedział mężczyzna w garniturze. Fryzura perfekcyjnie ułożona. Zegarek na lewej ręce. Wszystko idealnie pasowało do siebie. Szłam bardzo wolno przyglądając się mu. I nagle jakiś opasły człowiek wyglądający na przedsiębiorcę- przynajmniej dla mnie- przyszedł na lunch i szturchnął mnie, oczywiście niechcący. Tylko wynikiem tego była rozlana kawa, kolejny potłuczony kubek i niepotrzebna awantura.
-AAAuuuł mogłaby kelnereczka uważać. Wylała Pani na mnie wrzątek.. auuuła.
Moja ofiara jeszcze krzyczała i wymachiwała rękami. Był to mężczyzna w podobnym wieku do mnie, może rok starszy. Najgorsze jest to, że też był w garniturze, a kawa wylądowała na jego białej koszuli.
-Przepraszam to był wypadek. Już posprzątam, z pewnością nie będzie Pan musiał za nic płacić.- uśmiechnęłam się, bo tylko to mi zostało i zabrałam się do oczyszczania skażonego terenu. Po chwili usłyszałam nieziemski głos. Tak mi się bynajmniej wtedy wydawało.
-Chyba przesadziłem, za bardzo się uniosłem, wybaczy Pani. Za piętnaście minut mam spotkanie w sprawie pracy, ale chyba to znak, że nie jest ona dla mnie.
-Dzisiaj to mój ostatni dzień w pracy, bo mnie wylali (dosłownie, jak ja dzisiaj kawę pomyślałam). Mimo tego, co zrobiłam- proszę, niech Pan idzie, przecież nic nie ma do stracenia.
- Przepraszam, że przeszkadzam w rozmowie, ale proszę przekazać kierowniczce, że czekanie na kawę ponad pół godziny jest wielką kpiną. – powiedział mężczyzna ze stolika 21. Mój obiekt westchnień obrócił się napięcie i wyszedł z restauracji. Pewnie nie zdawał sobie sprawy, że mówi do nieodpowiedniej osoby. Jego uwaga nigdy nie została przekazana szefowej.
- Taki dzień- powiedział mężczyzna poturbowany przeze mnie.
- Widocznie muszę go pamiętać. Niech Pan idzie na to spotkanie. Bardzo ładnie proszę.
Kilka dni po tym oglądałam sukienki w moim ulubionym sklepie. Kolekcja bardzo mi się spodobała, więc przeszłam do działań. Jako, że nie jestem przeciętnym klientem, który kupuje ubrania, tylko stosuje inne metody- zrobiłam więc dyskretnie zdjęcia, aby uszyć podobne rzeczy, a ta kolekcja naprawdę była boska! Zawsze zastanawiałam się, dlaczego mój mały raj ulokowano pośród sieci AGD i RTV. Dlatego nigdy nie zwiedzałam dokładnie tego miejsca, jednak zawsze ciekawiło mnie, co jest na innych piętrach starego domu handlowego. Tego dnia miałam dużo czasu, więc zaspokoiłam moją ciekawość. Weszłam na najwyższe piętro i zobaczyłam małą przytulną knajpkę z wyjściem na balkon. Było sporo osób. Podeszłam do baru i zobaczyłam, ze oprócz alkoholu sprzedają smoothie. Tyle kombinacji, że nie wiedziałam, co wybrać.
- Podać coś? – spytał barman
Odwróciłam się i zobaczyłam tego samego chłopaka, na którego oblałam kubek gorącej kawy w ostatni dzień pracy.
- Tak, jeden raz: niebo w gębie – uśmiechnęłam się
- Poznaję uśmiech, jak widać dostałem pracę. Kawa, a raczej plama na koszuli przyniosła mi szczęście.
-Nadal mi głupio.
- Mi też, bo byłem zbyt nerwowy wobec Pani.
- Mam na imię Nadia
- A ja Lucas.
Właśnie tak to było, a pub Fancy jest chyba moim ulubionym. Wyrywając się z rozmyśleń i wspomnień. Znów usłyszałam dźwięk przychodzącego smsa:
17?Przyjadę po ciebie
Okej, czekam.
Niekończący się dylemat trwał. Nie wiedziałam, czy ubrać sukienkę, czy moje ulubione szorty i koszulę. Miałam jeszcze dziesięć minut, o ile Lucas przyjedzie punktualnie. W konsekwencji wypadło na dużą bluzę, która na mnie wyglądała jak luźna sukienka. Często robię taki myk, ponieważ jestem niska, a jeśli wpadnie mi w oko to ją biorę. Sięga mi mniej więcej do kolan, tu i tam wniosę własne poprawki, co nie co zwężę, a końcowy efekt mnie zadowala. Do tego trampki i jest okej. Jeszcze poprawić rzęsy i gotowe. Usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Hej piękna- żachnął na powitanie i puścił oczko. Nie lubiłam, jak tak do mnie mówi. Irytuje mnie wtedy, ale on o tym doskonale wie i nic sobie z tego nie robi. Na mojej twarzy pewnie pojawił się grymas, ale to było do przewidzenia.
- Oj ty złośnico, nie uciekaj, choć do mnie- mówił wesoło- coś kombinuje. Dogonił mnie i objął mnie w pasie od tyłu, nachylił się i pocałował koło ucha. Zawsze musi się do mnie troszkę schylić. Dbam o jego pracę kręgosłupa – Naprawdę mi się podobasz, więc, czemu nie mogę mówić, że jesteś piękna?
-Po prostu mnie to irytuje, nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo. Nie lubię, jak mówisz piękna, ślicznotko, królewno. Rzygam. – odburknęłam.
- Jesteś niemożliwa- szepnął i zaśmiał się. Nagle obrócił mnie i byłam już na jego rękach. Wtuliłam się do niego, jak małe dziecko. Mógłby mnie tak wszędzie nosić. Szkoda, że nie zaparkował auta dalej. Otworzył drzwi do samochodu i delikatnie mnie usadowił na przednim siedzeniu.
-Gdzie jedziemy?- spytałam.
- Zobaczysz- odpowiedział i szeroko się uśmiechnął.
- Dureń – szepnęłam.
- Słyszałem.
Wcisnęłam przycisk od radia, szukając odpowiedniej stacji. O jak ja tego dawno nie słyszałam! Ustawiłam na największą głośność i zaczęłam śpiewać:
Yo, I'll tell you what I want, what I really, really want
So tell me what you want, what you really, really want
I'll tell you what I want, what I really, really want
So tell me what you want, what you really, really want
I wanna, I wanna, I wanna, I wanna, 
I wanna really, really, really wanna zigazig ah
Rapowałam razem z nimi. Uwielbiałam te piosenkę, od razu moje endorfiny szaleją.
- O teraz wchodzimy na refren: If you wanna be my lover, you gotta get with my friends
Make it last forever, friendship never ends
If you wanna be my lover, you have got to give
Taking is too easy, but that's the way it is.
- Czujesz ten rytm? – chyba nie czuł.
-Nie chcę być twoim kochankiem
- Śmieszek z ciebie.
Trafiłam na audycję starszych piosenek, ale to dobrze lubię ten klimat. Następnym utworem była Britney Spears –Baby One More Time
Oh baby, baby , oh baby baby – zaczął śpiewać Lucas za kierownicą głosem namiętnej Britney. Nie wytrzymałam ze śmiechu. Jednak nie przestawał fałszować i kontynuował:

Oh baby, baby
How was I supposed to know
That something wasn't right here?
Oh baby, baby
I shouldn't have let you go
And now you're outta sight, yeah
Show me how you want it to be
Tell me baby 'cause I need to know now
Oh because
- Błagam litości! – Ledwo mówiłam, bo nie mogłam przestać się śmiać.
- No co! Lubię Britney. Słuchałem, jak była jeszcze na topie.
- Jesteś fanem Britney Spears?- spytałam rozbawiona
- A co w tym śmiesznego?
- Nic kochanie, zupełnie nic.
Jechaliśmy po rejonach, które pierwszy raz widziałam na oczy.
-Gdzie my jesteśmy? Zaczynam się bać. Nie mów, że chcesz mnie uprowadzić. Tyle czasu mnie okłamywałeś. Ty draniu. Opracowywałeś plan zabójstwa, a dzisiaj jest dzień egzekucji. Co ja takiego zrobiłam?- włączyłam tryb gadulstwo bez sensu.
-Wydało się. Nie sądziłem, że mnie rozpracujesz. Nie ma sensu niczego ukrywać, więc powiem to. Kiedyś rozlałaś kawę na moją białą koszulę. Czas się zemścić.
- W takim razie zabierasz mnie na kąpiel błotną?
Spojrzał na mnie dwuznacznie. Ja na niego i wybuchnęliśmy śmiechem.
- Plus dla ciebie za odpowiedni ton głosu seryjnego mordercy – podsumowałam.
- To tutaj.
- Nie wiem co.Jest tyle możliwości, że zaczynam mieć wątpliwości.
- Nie czujesz, jak rymujesz.
-Yo, I'll tell you what I want, what I really, really want
So tell me what you want, what you really, really want – ponownie zarapowałam.
- Oh Nadia, co ja z tobą mam.
Spacerowaliśmy ścieżką pełną zieleni. Nigdy nie odwiedziłam tej części miasta.
- O widzisz ten niski budynek. Mam nadzieję, że będzie to mały raj dla ciebie. Natknąłem się na to przez przypadek , ale może właśnie los pokierował celowo tą drogą.
Weszliśmy do małego pomieszczenia, ale oczom nie mogłam uwierzyć. Tak to był raj dla projektantów mody. Wszystkie przyrządy, których szukałam w sklepach malarskich były tutaj. Nawet artystyczne ołówki, pędzle nie były zwyczajne tylko wyjątkowe. Rączki od pędzli zrobione w różnych motywach. Górowały motyle, kwiatki, świnki, koty, wszystko! Ołówki tak samo miały różne wzory. Na jednych z półek leżały przepiękne szkicowniki. Naprawdę dawno takich nie widziałam. Wszystko wydawało się naprawdę cudowne. Byłam taka szczęśliwa!
- Lucas!- szepnęłam i rzuciłam mu się na szyję – Dziękuję, że pokazałeś mi to miejsce.
- Pozwól, że kupię Ci choć jedną z rzeczy.
Zrobiłam moje wymarzone zakupy. Byłam w siódmym niebie.
-Mam nadzieję, że przyniosą ci szczęście na egzaminie. Jakąś częścią będę z tobą, a ty nie będziesz się tak denerwować.
Przytuliłam go mocno. Opierając moją głowę na klatce piersiowej Lucasa. On musnął mój policzek, czułam jego oddech.
- W drodze powrotnej poproszę o piosenkę: ,,I'm in heaven'' – powiedziałam i dotknęłam delikatnie jego ust.
W tym samym czasie
Anna
Szłam wąskim korytarzem. Biło mi serce, a moje ręce drgały. Zobaczyłam docelowe drzwi, na których wisiał plan cotygodniowych spotkań grupy ,,spotless". Wzięłam głęboki oddech i pociągnęłam za klamkę.
-Witam Panią Annę - powiedział ciepłym głosem mężczyzna w średnim wieku- prosto i w lewo, tam się rozgość.
Pokój był jasny i przytulny. Dominowały kolory brązu i beżu. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy wchodząc do pomieszczenia to wielki dywan, na którym siedziała grupa kilkunastu osób. Wszystkie twarze równocześnie skierowały się w moją stronę i obserwowały moje ruchy. Odwiesiłam kurtkę i usiadłam w ich kręgu. Uśmiechnęłam się lekko. Tylko na tyle było mnie stać. Po prostu czułam się niezręcznie.
- No dobrze wszyscy już dotarli?- spytała na wejściu kobieta. Miała czarne włosy upięte w luźny kok i prostą sukienkę. Wyglądała schludnie i odpowiednio do miejsca i sytuacji. Koło niej maszerował mężczyzna, który witał mnie kilka minut temu. Ubrany był w ciemny golf i eleganckie buty.
-Witamy was na spotkaniach grupy ,,spotless", mam na imię Janet.
-A ja John. Nasz cykl spotkań trwa rok. Spotykamy się w poniedziałki o 16. Jeśli ktoś będzie miał jakiekolwiek uwagi lub chciałby zmienić grupę należy zgłosić to po zajęciach do nas. Jesteśmy tutaj po to, by wam pomóc.
- Nasze grupy są małe. To celowy zabieg. Nie chcemy dopuścić do niepotrzebnego rozproszenia. Służy też to lepszej pracy, skupieniu i zrozumieniu. Na każdym spotkaniu czytamy pewien fragment lub słuchamy materiału, który posłuży nam do wspólnego omawiania, dyskusji i wyciąganiu wniosków. Na każdych zajęciach dwóch z uczestników opowiada o swoich dolegliwościach. Na początku to chyba tyle. Później czas weryfikuje.
- No to zaczynamy – powiedziała energicznie Janet. Jej oczy były duże, pełne radości, błyskotliwości i przebiegłości. Na początku posłuchamy tego, kliknęła w telefon i szybo usłyszeliśmy głośny szelest przerywany ciszą, kompletną ciszą. Szelest,cisza, szelest,cisza. Podczas słuchania przyglądałam się szlaczkom na dywanie, całkiem intrygujące. Myślałam, że nagranie się zepsuło, ale po pewnym czasie doszłam do wniosku, że jest to cel zamierzony, jednak dla mnie niezrozumiały.
-Jakieś refleksje?- spytał John i popatrzył się na każdego. Zapadła cisza. Chyba to dobrze. Myślałam, że tylko ja jestem taka tępa, a tu proszę nikt nie zrozumiał aluzji – No dobrze – kontynuował – Spodziewaliśmy się takiej reakcji, no bo co puszczać coś co przypomina zatrzymywane fale radiowe, wydaje się bezsensowne.
- Jednak przez takie coś chcieliśmy ukazać wasz teraźniejszy stan. Szelesty mogą symbolizować bałagan zawirowania, nieporozumienia, ciągły bieg w życiu,. Chwila ciszy jest odpoczynkiem od zgiełku, pewnego rodzaju odreagowanie. Tutaj już nie muszę mówić, jakie stosujecie metody. Pauzę można też odczytać jako brak aktywności, podjęcia próby kamuflażu- dodała Janet.- mówiła wszystko w jednym tempie, naciskając tylko na ważne dla niej słowa. Miała delikatny, matczyny głos.
- Jedyne, co jest trwałe w waszym życiu to cyklicznie powielane błędy, nawarstwiające się i prowadzące do różnych sytuacji, które w konsekwencji nie są dobre. Tracicie kontrolę nad sobą, nad biegiem wydarzeń. Wszystko przypomina błędne koło, bez wyjścia. Nie mówimy tego, żeby was dobić, ale po to by uświadomić, na jakim etapie jesteście.
- Czy wytrzymalibyście słuchać tego nagrania ponad pięć minut?- spytała Janet – wszyscy pokręcili przecząco głowami – No właśnie. Jest to zbyt uciążliwe i męczące. Tak samo jak wy czujecie się obecnie. Myślę, że po minucie każdy by to wyłączył. I to dobry znak. Odczuwacie niechęć do takiego życia, czyste zdenerwowanie, chcecie zmiany, ale najpierw potrzebny jest całkowity reset.
- Gdy wciśniecie odpowiedni klawisz to głosy ucichną i zapadnie upragniona cisza, spokój. Tylko ty wiesz, jak to dobrze zrobić, w którym momencie powiedzieć stop. Będą przeszkadzać Ci czynniki z zewnątrz, ale to ty masz władzę na sytuacją, stanem danej rzeczy. Tylko musisz chcieć i nie bać się spróbować, odważyć.
- Dlatego najpierw spróbujmy się wyciszyć, niekoniecznie chodzi o zapomnienie złych wydarzeń, ale na spojrzenie na nie z innej strony. Zamknijcie oczy, rozluźnijcie mięśnie i wsłuchajcie się w ciszę. Po prostu trwajcie w tym stanie. Wszystko robimy zbyt szybko i impulsywnie. To jest wasz czas.
Poczułam całkowity relaks. Moje mięśnie nie były napięte. Całe ciało rozluźniło się. Panowała kompletna cisza, już tak dawno jej nie doznałam. Miałam pewność, że jest ona dla mnie wytchnieniem i pewnego rodzaju opatrunkiem. Miałam zamknięte oczy. Czarne plamy zlewały się z kolorowymi. W pewnym momencie zobaczyłam moją mamę, która rozczesuje mi włosy w dużym pokoju. Siedziałam na fioletowo-różowym krzesełku z misiem i opowiadałam coś zawzięcie. Mama uśmiechała się i starannie wykonywała czynność. Gdy zakończyła, zaczęła pleść warkocza. Zawsze robiła mi wymyślne fryzury, na bazie warkoczyków ze względu na długość moich włosów. Czułam jej obecność i chciałam się do niej przytulić, dotknąć jej skóry, poczuć ten jedyny w swoim rodzaju zapach, wgramolić się do jej łóżka i po prostu przy niej być. Ten stan był dla mnie idealny, rzeczywisty, a przecież było to wielkie złudzenie. Z mamą miałam bardzo dobry kontakt, mam z nią wiele wspaniałych wspomnień. Relacja zepsuła się, gdy rodzice oznajmili mi, że biorą rozwód. Byłam na nich wściekła, chciałam odwlec ich od tej decyzję, próbowałam do tego nie dopuścić, ale niestety na nic nie miałam wpływu. Później było jeszcze gorzej. Miałam wybrać z kim mam zamieszkać. Tak naprawdę w tamtym momencie nie chciałam ich znać, a oni kazali mi dokonywać takiego wyboru. Kiedy mieszkałam u mamy, rzadziej widziałam tatę, nie mogliśmy pogodzić swoich obowiązków, a ja tak bardzo chciałam wiedzieć, czy wszystko u niego w porządku, rozmowa przez telefon nie odzwierciedlała jego prawdziwego stanu psychicznego i fizycznego. Gdy żyłam jakiś czas z tatą, spotykałam mamę bardzo rzadko. Szkoła i moje obowiązki kolidowały z jej pracą, a dojazd zajmował mi czterdzieści minut. Nie mogłam sprawdzić, czy nie płacze w sypialni, czy nie jest przygnębiona, nie mogłam okryć jej kocem, gdy zasnęła przy swoim ,,ulubionym" serialu. Wszystko było dla mnie trudne i skomplikowane. Wydaję mi się, że dla rodziców też. Przeżyli to zdecydowanie gorzej niż się spodziewali. Czy to była dobra decyzja? Sama nie wiem. Żadne z nich nie nabrało świeżości, większego optymizmu. Wręcz odwrotnie. Tata miał problemy w firmie. Nie miał w nikim oparcia. Po roku zbankrutował. Kilka miesięcy później przestał odbierać od nas telefony. Trwało to zbyt długo. Pojechałyśmy do jego domu, ale nikt nie odpowiadał. Zadzwoniłyśmy po policję. Gdy weszłyśmy do mieszkania poczułyśmy okropny smród. Na podłodze leżało ciało. Bezwładne. Tata otruł się środkami nasennymi. Nie mogłam na to patrzeć. Chyba nie zdawał sobie sprawy, jak okropny i bolesny będzie dla nas ten widok. Zapomniałam, samobójcy nie myślą w tych kategoriach. Zostawił mi tylko karteczkę: Przepraszam za wszystko. Proszę zaopiekuj się mamą. Byłaś i jesteś moim największym skarbem, jaki otrzymałem od losu.."Wtedy nic nie czułam. Żadnych emocji. Jak ściana, którą mogę uderzać, bez końca. Dopiero po kilku dniach dotarło do mnie to wszystko. Wylałam tyle łez, ale chciałam być twarda, silna, bo wiedziałam, że muszę być przy mamie. Kiedy zasypiałam słyszałam jej płacz. Jej uśmiech nie był już tak energiczny, a oczy stały się szare. Zapadła w depresję. Dostała lekarstwa, które nie dawały kontroli nad sobą. Wyniszczyła się psychicznie i zdrowotnie. Po śmierci taty upłynęło pięć miesięcy. Po mamie nie było widać poprawy. Pamiętam jeden dzień , w którym zachowywała się jakby uporała się ze swoją chorobą. Poszłyśmy do parku na nasze ulubione lody, obejrzałyśmy film. Przez chwilę było jak dawniej. Gdy kładła się spać położyłam się koło niej i rozmawiałyśmy ze sobą ponad pół nocy. Mama dotykała moich włosów i delikatnie zakręcała końcówki wokół swojego palca. Przytuliłam się do niej mocno. Poczułam bicie jej serca – Kocham cię – szepnęłam- Ja ciebie też- odpowiedziała i pocałowała mnie w czoło. Czułam ulgę, że jest świadoma tego co robi, że leki zaczynają jej pomagać. Następnego dnia, kiedy wracałam ze szkoły dostałam telefon, ze mama jest w szpitalu. Pamiętam, jak siedziałam przy niej, trzymając ją za rękę, płakałam i powtarzałam słowa: Nie odchodź, nie teraz. Miała bladą twarz. Momentami wydawało mi się jakby chciała coś powiedzieć, ale nie mogła tego zrobić. Umarła. Nie miała szans. Jeszcze wczoraj było wszystko dobrze. Nie zdawałam sobie wtedy sprawy, że ostatni raz dotknę ciepłego ciała mamy, poczuje bicie serca, opowiem o wszystkim i o niczym. Nie sądziłam, że następnego dnia będę się z nią żegnać bez słowa. Życie jest nieprzewidywalne i okrutne. Nigdy nie wiesz, czy pożegnasz się tylko na kilka godzin, czy na zawsze. Mimo wszystko chciałabym zapamiętać ją w pełni energii i swojej wyjątkowej ekspresji. Może życie chciało, aby rodzice byli razem na zawsze... Wszystko to działo się na przełomie drugiej i trzeciej klasy liceum. Nie umiałam grać tak energicznej osoby jaką byłam przed tymi wydarzeniami. Nie chciałam być aktywna. Czasem czuję, że mogłam inaczej postąpić, choć trochę postarałabym przypominać Ann z pierwszej klasy. Mam za sobą dwa lata studiów, w sumie trzy, bo zostały mi dwa egzaminy do tego aby zakończyć rok akademicki. Mówi się, że studia są najlepszym okresem w życiu, ale ja nadal ich w pełni nie wykorzystuję.
Z mojego stanu wyrwał mnie ciepły głos Janet – Czy dzisiaj ktoś jest gotowy podzielić się swoimi problemami?- skierowała pytanie do wszystkich siedzących na dywanie.
Zapadła cisza, którą niespodziewanie przerwał mężczyzna – Mam na imię Michael. Jestem alkoholikiem. Próbowałem już pomocy w grupach AA, byłem kilkakrotnie na odwyku. Jednak ciągle powracam do tego samego stanu. Już tego nie chcę. Brzydzę się tego, co robię. To wszystko mnie przerasta i jest silniejsze ode mnie. Alkohol stał się dla mnie wodą, bez której nie umiem przeżyć. Uczucie pragnienia, jakie pojawia się w organizmie jest niewyobrażalnie silne. Pewnie nie raz chciało wam się bardzo pić i czekaliście na chociaż łyk upragnionej wody. Mniej więcej tak się czuję, kiedy nie wezmę do ust alkoholu. Przez mój nałóg straciłem pracę, przyjaciół, dziewczynę. Mimo to dalej piję. Dlaczego? Sam nie wiem.
- A ja cierpię na Trichophobię. Jest to strach przed leżącymi luźno włosami. Kiedy je widzę zaczynam panicznie się bać. Często krzyczę. Usilnie próbuję zapobiec takim sytuacjom. Wynajęłam sprzątaczkę, ponieważ bałam się sprzątać toalety. Jeden raz gdy zobaczyłam kłębek włosów poczułam okropne swędzenie skóry, drapałam się do tego stopnia, że w kilku miejscach leciała mi krew. Zdarzyło się też, że dostawałam duszności, ponieważ widziałam i czułam, jak włosy oplatają moją szyję. Jest mi z tym źle i wiem, że większość osób może się z tego śmiać, ale ja naprawdę, nie potrafię normalnie funkcjonować. Najgorsze jest to, gdy zauważę leżące włosy w publicznych miejscach. Osoby, które mnie widzą podczas paniki często są przerażone moim zachowaniem i nie wiedzą, co robić. Jest mi z tym źle, a z biegiem czasu sytuacja nie poprawia się, ale pogłębia. Chcę to zmienić, ale nie potrafię.
Myślałam, że prowadzący terapię nic nie powiedzą, a oni zaczęli wyciągać wnioski z opowieści i dopytywać o konkretniejsze szczegóły. Tym sposobem starali się zbadać podłoże problemu. Rozejrzałam się po twarzach zebranych. Naprzeciwko mnie siedziała dziewczyna o krótkich blond włosach. Znałam ją. Jak na złość nie mogłam przypomnieć sobie jej imienia. Wiedziałam tylko, że chodziła ze mną do szkoły, była prymuską, a jej rodzina uchodziła za wzorową. No to co ona tu robi?
Copyright © 2016 Facebook nie zając, nie ucieknie ;) , Blogger